Jak poskładałem mocniejsze zębatki? To proste drogi Watsonie =]
Aluminium się nie sprawdzało, więc doszedłem do momentu “jestem kurna masterem, ja mam czegoś nie wymyślić?”
Przeszedłem się do sklepu rowerowego i zapytałem o zębatki z tylnej kasety, te najmniejsze, bo większe tylko by miejsce zabierały. Szczęśliwie, sprzedawca miał 3 niepotrzebne używki a wiedząc co buduję oddał je za darmo, za co mu podziękowałem.
Następnie skierowałem swe kroki do sklepu z łożyskami, kupiłem dwa jak najbardziej pasujące do otworów w owych zębatkach. Kusiło mnie na igiełkowe, cudnie by wyglądały w tych zębatkach, ale także zużywały by się szybciej. Wybrałem więc typowe, kulkowe rozwiązanie. Zapłaciłem z 20 zł i wróciłem do domu.
Potem przyszedł czas na przemyślenie całości. Śruba nie powinna wychodzić z blachy, gdyż nakrętka mogła wystawać za bardzo, nakrętka musiała być kontrująca i zamocowana w miarę mocno.
Kupiłem dwie śruby z lekko zaokrąglonym łbem i naciąłem je flexem, by w razie potrzeby wystarczył płaski śrubokręt. Wyrównałem także kwadratową część pod kołnierzem aby mogły się spokojnie wykręcać.
Przy pomocy dremelkopodobnego sprzętu i szlifierki taśmowej zmatowiłem wszystkie krawędzie, które będą miały kontakt z klejem.
Potem położyłem łożysko i zębatkę na płaskiej powierzchni, przygotowałem poxipolu i połączyłem oba elementy.
Przyszedł czas na blachę. Nawierciłem otwór główny na śrubę i dwa dodatkowe na mocowanie z poxiliny, zmatowiłem powierzchnie i połączyłem klejem
Teraz nastąpił najtrudniejszy moment. Trzeba było namieszać masę plastyczną, okleić nakrętkę, uformować walec wokół wkręconej i naoliwionej śruby, nacisnąć na to foliowy woreczek i łożysko, by powstał kołnierzyk pod kółkiem a następnie skręcić całość i pozostawić do stwardnienia. Na wszystko było ~10 minut i było to w sam raz, gdy skręcałem ze sobą elementy, poxilina zaczynała właśnie twardnieć i nagrzewać się niemiłosiernie.
Fotek z tego procesu brak z oczywistych względów =]
Efekt końcowy wygląda tak:
Zębatki spokojnie przyjmują na klatę wszelkie obciążenia, którymi je raczę, gdyby któraś pękła to poinformuję, ale na razie się na to nie zapowiada.
Pingback: Mój pierwszy rower poziomy (alfa) cz. 2 | Buduję bo lubię