Po długich bojach i przejściowym okresie z piastą 3 biegową, w końcu dostałem w swe ręce piastę sachsa 7 biegów na clickboxie. Clickbox wraz z manetką kosztował więcej jak samo koło, ale warto było. Dzisiejsze testy dały na prostej stabilne 45 km/h, a w tunelu powietrznym za autobusem, spokojnie bym dał radę i 50.
Najpierw odciąłem dostawki, przykleiłem je gdy montowałem piastę z trzema biegami, była szersza od podstawowej. Najnowsza jest szersza o dodatkowe 17mm.
Zębatka także znajduje się dalej od środka koła, więc musiałem dodatkowo poprzycinać widelec i dorobić kolejne dostawki.
W lewym wyciąłem miejsce na ramię hamulca, w prawym wcięcie na łańcuch.
Gdy klej sechł, zabrałem się za przerzutki. To było moje pierwsze spotkanie z clickboxem, poprzedzone strasznymi bajkami jaki to jest to wynalazek szatana i że po nawet najmniejszej ingerencji, nie uda się już powrócić do sprawnego działania. BZDURA dla niegrzecznych dzieci.
Najpierw odkręciłem przezroczystą osłonkę. Przestawiłem manetkę na pierwszy bieg, odkręciłem regulację i zdjąłem osłonkę. Po delikatnym puszczeniu, linia na sześciokącie ustawi się równolegle do nakrętki regulacji (wg mnie jest to ważne, gdyż nie trzeba składać całości i wrzucać na 4 bieg, by sprawdzić prawidłowość ustawienia)
Po naciągnięciu linki i powolnym popuszczaniu sześciokąta, obrócił się półtora raza i zatrzymał. Kluczykiem imbusowym bodajże 2,5 odkręciłem śrubkę ze środka i wyjąłem linkę.
Linka wystaje na 13cm, źle złapałem przy robieniu fotki =] ale to akurat nie jest ważne.
Założyłem manetkę na kierownicę, puściłem linkę wzdłuż ramy i białą taśmą zaznaczyłem jej długość do clickboxa.
Gdy już to mamy wystarczy zwykły flex i delikatne cięcie. Pamiętać należy tylko o wciągnięciu linki by wystawała na zero z bowdenem.
Złożenie było już dziecinnie proste i na czwartym biegu mam równiutko bez żadnych perturbacji.
Chwilowo całość ma status do sprawdzenia i nie wiem czy nie przyłapię całości na dodatkowe parę wkrętów. Okaże się za parę dni, gdy pośmigam trochę po kocich łbach w Szczawnie =]
Ostatnie szlify. W końcu się zebrałem i drugi raz posiedziałem nad zębatką. Wyprosiłem jedną, starą zębatkę w sklepie rowerowym, odpaliłem stołową wiertarkę, założyłem kamień ścierny, przygotowałem sobie tackę z wodą, bo ustrojstwo się mocno nagrzewa i przesiedziałem w piwnicy 40 minut szlifując wnętrze trybu.
Po obróbce wystarczyła odrobina kleju i całość trafiła ponownie na rower